Problem energii

Waldemar Bartosz

 

Kilka dni temu media opublikowały hiobową wiadomość – od 1 stycznia przyszłego roku skokowo wzrosną ceny energii elektrycznej. Powód takiego stanu miał być prosty – Urząd Regulacji Energii uwolnił ceny elektryczności od roku przyszłego właśnie. Powód uwolnienia prosty – dystrybutorzy energii mogą między sobą konkurować a jak wiadomo konkurencja jest najlepszym regulatorem cen a nie jakieś tam urzędowe narzucanie ceny. Teoretycznie wszystko się zgadza, tyle, że prawdziwej konkurencji dla odbiorcy energii elektrycznej po prostu nie ma. Podzielono jedynie rynek przemysłu, ale to oznacza tylko tyle, że są nadal monopole, tyle, że zarządzają podzielonymi obszarami. Wspomniana informacja była groźna, wynikało z niej, że elektryczność zdrożeje o około 10-15 procent. Dla przeciętnego odbiorcy, czyli gospodarstwa domowego oznaczało to wzrost roczny o około 160zł. Już dzisiaj, według statystyk, średnie gospodarstwo domowe zużywa elektryczność rocznie za około 1200zł. Tyle gospodarstwa domowe. Można dość łatwo policzyć jak taka podwyżka cen wpłynęłaby na ceny innych produktów, czyli na inflację. Przewidywany wzrost inflacji w roku przyszłym o około 3,5% byłby zagrożony. Jeśli zwrócimy uwagę na zapowiedziany wzrost cen ropy naftowej, a co za tym idzie benzyny i oleju napędowego to trzeba stwierdzić, że rzeczywista inflacja byłaby znacznie wyższa od zakładanej. To z kolei musiałoby spowodować podwyższenie stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski, czyli podrożenie kredytów. Klasyczne schłodzenie gospodarki.

Po kilku dniach od ukazania się wspomnianej groźnej informacji urzędujący Premier Jarosław Kaczyński odwołał prezesa URE i powołał kolejnego, który również odwołał decyzję poprzednika. Wszystko wróciło do normy. Tak by się wydawało. Niestety, jest to tylko odwlekanie rozwiązania problemu. Problem bowiem tkwi w tym, że polska energetyka nie rozwija się w tempie zaspokajającym zwiększony popyt na energię elektryczną. Póki co, co prawda, podaż równoważy popyt jednak rozwijająca się gospodarka potrzebuje zwiększonej produkcji tej energii. Wytwórcy energii twierdzą: aby się rozwijać i sprostać zapotrzebowaniu musimy podnieść cenny wytwarzanej energii. Tym bardziej, że w końcowej cenie – jedynie 30 procent to należność dla wytwórcy, reszta to: 40% przesył prądu i kolejne 30% to rozmaite podatki. Tak mówią dotychczasowi wytwórcy. Specjaliści twierdzą, że i tak to nie rozwiąże problemu. Według bowiem odpowiednich dyrektyw Unii Europejskiej, Polska musi zwiększyć udział na rynku energii ze źródeł odnawialnych. Jeśli nie – za kilka lat grożą nam potężne kary – 3mld euro rocznie. Tymczasem kilka lat od pełnej akcesji w UE (2004r.) zostały dla tej sprawy stracone. Nie ma pomysłu, nie ma planów. Kolejne rządy raczej zajmą się grą polityczną, nie zaś dobrym zarządzaniem. Na dodatek jesteśmy jednym z dwóch krajów Unii (w tym Austria), które nie posiadają i nie planują elektrowni atomowych. Szum i irracjonalny lęk wywołany jeszcze za czasów Edwarda Gierka w związku z planami w Żarnowcu spowodowały, że nie ma i w tej chwili odważnego.

Tymczasem za zachodnią granicą cena 1MWh prądu jest droższa o 20 euro niż w Polsce. Jeśli nadal w tej kwestii panować będzie dotychczasowa beztroska i spokój rządzących, skokowa i zabójcza podwyżka prądu nas nie minie.

Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska