W dwudziestą piątą rocznicę Stanu Wojennego
BRUTALNY TERROR
Kazimierz Pasternak
Zaczęło się już 12 grudnia w nocy na kilka godzin przed
oficjalnym uruchomieniem rządowo-partyjno-generalskiej
machiny wojennej wymierzonej w Niezależny Samorządny Związek Zawodowy
„Solidarność” i niewinnych mieszkańców naszej ojczyzny. Nie było litości. Noc
sprzyjała skutecznym atakom milicjantów, zomowców i ormowców na siedziby
„Solidarności” i mieszkania niewinnych ludzi. Złowrogo brzmiące „otwierać,
milicja!” usłyszało tej nocy setki tysięcy mieszkańców
województwa kieleckiego i całego kraju. Nie skutkowały żadne tłumaczenia.
Wszelkie opory, nie otwarcie drzwi do mieszkań kończyły się najczęściej
brutalną interwencją z użyciem metalowych łomów, dodatkowych milicyjnych posiłków
i zasadzkami z bronią w ręku. Szanse obrony namierzonych wcześniej
socjalistycznych wrogów były w tego rodzaju sytuacjach znikome. Zaledwie
nielicznym udawało się zbiec, gubiąc skutecznie ślady za sobą przynajmniej na
jakiś czas. Nie były brane pod uwagę żadne okoliczności. Aresztowani zostawali
nawet opiekunowie, rodzice samotnie wychowujący nieletnie dzieci. Żadnego
wrażenia na bojownikach spod znaku generalskiej władzy nie robił szloch
pozostawianych bez opieki dzieci, płacz chorych rodziców czy prośby
przerażonych strachem współmieszkańców. Wywleczeni z mieszkań nie wiedzieli,
gdzie są zawożeni, co z nimi będzie. Takiej wiedzy nie mieli najbliżsi. Noc
sprzyjała aresztowaniu. Ostrze represji zostało skierowane przeciw działaczom
„Solidarności”. Za kraty tzw. obozów internowania już 12 grudnia trafili w
zdecydowanej większości członkowie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”,
działacze regionalni i zakładowych struktur związkowych. Internowanie nie
ominęło rolników zrzeszonych w NSZZ „Solidarność” RI, intelektualistów,
żołnierzy AK, naukowców, studentów i tysięcy aktywnych mieszkańców miast i wsi.
Każdy pretekst był dobry. Wszyscy trafiali do obozów internowania, którymi były
zwykłe cele więzienne z kratami w oknach i z więziennym rygorem. Zgarnięci z
ulic, mieszkań i sal wykładowych wrogowie socjalizmu trafiali najczęściej
bezpośrednio za więzienne kraty z pominięciem często upokarzających,
wielogodzinnych przesłuchań w atmosferze gotowych do strzału umundurowanych
przedstawicieli władzy. Ta „przyjemność” nie ominęła już tych odwożonych na obozowe
wczasy w kolejnych dniach stanu wojennego. Szczególnie drakońsko traktowani
byli wszyscy, którzy brali udział w zorganizowanych akcjach strajkowych już
podczas trwania stanu wojennego. Ulice miast pełne były milicyjnych patroli,
wojska, transporterów opancerzonych. Legitymowanie przechodniów, godzina
milicyjna, rewizje, komisarze wojskowi w urzędach i zakładach pracy, głuche
telefony to tylko niektóre akcesoria tamtej rzeczywistości. 9 górników z Kopalni „Wujek” zostało zastrzelonych. Do dziś
winni tej zbrodni nie zostali ukarani. Nie ma winnych śmierci ludzi, do których
w porę nie dotarło pogotowie ratunkowe. Nikt nie odpowiada za śmierć i kalectwo
obrońców solidarnościowej sprawy podczas demonstracji i ulicznych manifestacji.
Do dzisiaj nie ma dokładnych danych na temat losu internowanych, aresztowanych,
dotkniętych nieuleczalną chorobą, załamaniem psychicznym czy nagłą śmiercią.
Liczba internowanych, aresztowanych nie zawsze związana była z
uprzemysłowieniem, koncentracją instytucji, szkół, wyższych uczelni czy liczbą
ludności danej aglomeracji. Region Świętokrzyski znalazł się w czołówce
krajowej pod względem liczby internowanych. Centrum internowanych zostało
zlokalizowane za murami aresztu śledczego na Piaskach. Tam trafili mieszkańcy
Radomia, Piotrkowa Trybunalskiego oraz innych miejscowości z terenu kraju i
regionu. Trudno było uwierzyć widokom schorowanych, zgarbionych ludzi w
podeszłym wieku spędzających „rekreacyjne” chwile na więziennych spacernikach,
których potraktowano za niebezpiecznych dla socjalizmu. Nie wszyscy byli w
stanie psychicznie znieść koszmar więziennych cel. Tego dramatu zapomnieć nie
wolno.
Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska