Dachowi kamikadze

Kazimierz Pasternak

 

Wypadki śmiertelne, ciężkie i zbiorowe to nadal bardzo poważny problem w zakładach pracy województwa świętokrzyskiego. Ze statystyk Okręgowego Inspektora Pracy w Kielcach wynika, że w ubiegłym roku ogółem miało miejsce 1899 wypadków w tym 1209 w sektorze prywatnym. 15 pracowników utraciło życie, 23 uległo ciężkim obrażeniom a 26 poniosło dotkliwe skutki dla zdrowia w wypadkach zakwalifikowanych jako zbiorowe. Najczęściej wypadkom ulegali pracownicy budowlani oraz kowale i ślusarze. Główną przyczyną pracowniczego dramatu okazała się niezmiennie od lat nieostrożność, lekceważenie wymogów bezpieczeństwa pracy, pośpiech i często zwykła głupota z rutyną włącznie. Nie pomagają szkolenia, apele, inspektorskie kary. Nawet pracodawcy nie są w stanie, głównie na obiektach budowlanych zawsze skutecznie wyegzekwować, jeśli chcą, przestrzegania elementarnych wymogów bezpieczeństwa pracy.

Analiza przyczyn wypadków daje podstawy do twierdzenia, że w większości tych zdarzeń nie doszłoby do tragedii gdyby pracownicy zadbali o wykonywanie swych zadań zgodnie z podstawowymi instrukcjami i wymogami w przedmiocie bhp. Kodeks pracy i inne przepisy bardzo precyzyjnie określają obowiązki pracodawców, ale również z obowiązków nie są zwolnieni pracownicy. Nawet w przypadkach ewidentnej beztroski o egzekwowanie przepisów bhp przez pracodawców, pracownik winien zachować elementarne zasady ostrożności i bezpieczeństwa przy wykonywaniu powierzonych prac, szczególnie na wysokości i przy obsłudze maszyn. Jak wytłumaczyć dachowych kamikadze wykonujących prace na wysokości bez wymaganych rusztowań, linek i sprzętu zabezpieczającego? Pamiętamy kontrole, apele i niestety, tragiczne skutki tzw. walki z nadmiarem śniegu na dachach po tragedii związanej z katastrofą budowlaną w Katowicach. Mało kto wówczas zastanawiał się czy pracownicy delegowani do odśnieżania dachów spełniali określone wymogi. Zapomniano o podstawowych zabezpieczeniach, a brawura co niektórych wprowadzała zwykłego przechodnia w osłupienie. To samo obserwujemy przy rozkręcającej się kampanii budowlanej. Już nie specjalnie dziwi widok człowieka, specjalisty od budownictwa, spacerującego beztrosko po dachu z ciężkimi detalami w dłoniach wbrew wszelkim zasadom i przepisom bhp. Mało kto reaguje na pracowników wykonujących na budowie skomplikowane prace zbrojeniowo-betoniarskie w przypadkowym ubiorze z tenisówkami na nogach, od świtu do nocy bez wymaganych przerw i norm czasowych. Trwające co roku w sezonie bumu budowlanego akcje kontrolno-inspektorskie sądząc po wypadkach nadal nie przynoszą wyraźnej poprawy w zakresie bezpieczeństwa pracy. Nie pomaga zróżnicowana składka wypadkowa naliczana przez ZUS. Beztroska i lekceważenie przepisów to jeden z głównych powodów dramatycznych zdarzeń w miejscach pracy. Statystyki dowodzą, że najwięcej wypadków przy pracy w zakładach województwa świętokrzyskiego miało miejsce u pracodawców zatrudniających od 50 do 250 pracowników. Jeśli dodamy do tego fakt, że w zdecydowanej większości wypadki zdarzają się w sektorze prywatnym to od razu można postawić tezę, że jednym z powodów tej tragicznej statystyki jest brak związków zawodowych w tych firmach, społecznej inspekcji pracy i zakładowych komisji bhp, które poprzez nowelizację kodeksu pracy zostały zlikwidowane u pracodawców zatrudniających do 250 pracowników. Łatwo było likwidować komisje, które miały pozytywny wpływ na bezpieczeństwo pracy, trudniej legislacyjną niedoróbkę naprawić. Przerażające w analizie pracowniczego dramatu w zakładach województwa świętokrzyskiego jest też i to, że ofiarami wypadków w przeważającej liczbie są ludzie młodzi w wieku 19-29 lat. Pytanie, czy nie można postawić skutecznej bariery ludzkiemu nieszczęściu? Dokąd tak będzie, że ludzie z łapanki, bez przygotowania, zatrudnieni na budowach przy pełnej bezkarności tych, którzy w pogoni za zyskiem na ten proceder wyrażają zgodę? Konieczne jest systematyczne edukowanie pracowników, skuteczny nadzór i egzekucja prawa.

Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska