Urlop na rozkaz

Kazimierz Pasternak

 

Wydawałoby się, że przepisy urlopowe są w miarę klarowne, podobnie jak sama materia. Problematyce urlopów pracowniczych jest poświęcony jeden z działów obowiązującego Kodeksu pracy. Korzystniejsze urlopowe regulacje można znaleźć w niestety, coraz mniej licznych układach zbiorowych pracy. Wiadomo powszechnie po co jest urlop, również jasne jest, że pracownik nie może się zrzec prawa do urlopu. Prawo do urlopu przysługuje pracownikowi co roku. Za czas urlopu przysługuje pracownikowi wynagrodzenie liczone według ściśle określonych zasad. Urlopy winny być udzielone zgodnie z planem urlopów, uwzględniającym wnioski pracowników. Zakładowe organizacje związkowe najczęściej nie rezygnują ze sporządzania planów urlopów przez pracodawcę, mimo istniejącej tego rodzaju możliwości. Chodzi o kontrolę nad realizacją takiego planu i dania szansy pracownikowi aby mógł skorzystać z urlopu wypoczynkowego w terminie wcześniej zaplanowanym. Niestety, żyjemy w czasach globalizacyjnych zysków i ekonomii sprowadzającej się do permanentnej obniżki kosztów. Urlop jest też dla pracodawcy kosztem (często traktowanym jako zbędny, nikomu nie potrzebny balast), więc i tu pojawiają się dość częste praktyki regulowania urlopowej rzeczywistości poprzez polecenie służbowe. Pracownik dowiaduje się z takiego służbowo wydanego polecenia najczęściej na początku roku, że – dla przykładu – z tytułu ostrych mrozów ma obowiązkowo skorzystać z co najmniej kilkudniowego bieżącego urlopu wypoczynkowego. A, że z poleceniami się nie dyskutuje tylko je realizuje, to trzeba zgodzić się z zamianą wakacyjnego urlopowania na mrozowe urlopowe zdenerwowanie, bo przecież przeciętny pracownik to przeciętna pensja, obawy przed utratą pracy i rzadko spotykane narciarskie zachcianki. Polecenie służbowe idzie dalej nakazując pracownikom wykorzystanie dodatkowo kilkunastu dni z uwagi na przewidywaną wiosenno-letnią koniunkturę produkcyjną, gdzie szczególnie pracownicy produkcyjni są niezastąpieni bez względu na porę dnia, tygodnia, czy miesiąca. Tu na urlopy nie ma czasu. Plan urlopów jest, owszem, co najwyżej dla inspektora pracy. Pracownik o letnim wypoczynku musi zapomnieć, szczególnie ten produkcyjny pechowiec, mimo, że planował dwutygodniową regenerację sił wraz z rodziną nad Bałtykiem w pięknym lipcowym słońcu. Tu najważniejsze jest polecenie. Pracownik przecież się nie poskarży. Resztę urlopu wykorzysta już w następnym roku kalendarzowym jako tzw. urlop zaległy, oczywiście w okowach mrozu i śniegu. Tu już wyjścia nie ma.

Zaległy urlop to inna kategoria. Nie da się tutaj planować, przesuwać, dyskutować. Obowiązkiem pracownika jest wykorzystać urlop zaległy w nieprzekraczalnym terminie do końca marca. Tak stanowi prawo. Sprawa jest więc innowacyjnie rozwiązana. Urlop wypoczynkowy pracowników produkcyjnych, wbrew ustawowym przepisom u tak postępującego pracodawcy pracownicy mogą wykorzystywać tylko wczesną zimą lub późną jesienią. Czy tak wolno? Dlaczego tego rodzaju praktyki tolerują związkowcy i zakładowi społeczni inspektorzy pracy? Plan urlopów to nic innego jak próba dobrego zorganizowania pracy i uzyskania maksymalnych efektów produkcyjnych służąca również realizacji pracowniczego prawa do efektywnego wypoczynku. Urlop jest jednym z elementów faktycznej troski o zdrowie. Prawo pracy w ślad za dyrektywami unijnymi zawiera szereg regulacji mających zapobiec przemęczeniu pracowników i monotonii pracy. Temu służą sztywno określone dobowe, tygodniowe normy czasu pracy oraz liczone w godzinach przerwy przeznaczone wyłącznie na wypoczynek. Urlop wypoczynkowy bieżący jest więc materią ustawową. Realizacja praw urlopowych przy pomocy poleceń służbowych bez prawa do konsultacji to niedopuszczalne ingerowanie w prawa pracowników konstytucyjnie gwarantowane. Nie można tolerować urlopowej atrapy. Dobro pracodawcy jest bardzo ważne, ale prawo pracownika do urlopu również.

Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska