Solidarność Podbeskidzie ROZLICZAMY RZĄD CO DO PRZECINKA

ROZLICZAMY RZĄD CO DO PRZECINKA

ROZLICZAMY RZĄD CO DO PRZECINKA

Udostępnij na:

rozmowa MBO tym, jak podbeskidzka „Solidarność” ocenia realizację obietnicy skrócenia wieku emerytalnego i innych wyborczych zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości, z jej liderem Markiem Boguszem rozmawia Zdzisław Niemiec.

 – Parlament i rząd nie wszystkie obietnice PiS-u załatwiają równie błyskawicznie. Jesteście zaskoczeni?

– Patrzymy na to, co robią z nadzieją i uwagą. Nie wszystko nam się podoba, widzimy zagrożenia, ale uważamy, że kierunki działań są słuszne.

– Ma pan za ścianą, w sąsiednim pokoju biuro swojego kolegi – posła-związkowca Stanisława Szweda, obecnie wiceministra rodziny, pracy i polityki społecznej. Tak łatwy dostęp do niego ułatwia rozmowy o ważnych sprawach?

– Jesteśmy niejako uprzywilejowani, bo mamy szybkie informacje z pierwszej ręki. Jak widzimy, że dzieje się coś złego, możemy u niego od razu reagować. Dyskutujemy z nim systematycznie na posiedzeniach Zarządu Regionu Podbeskidzie NSZZ „Solidarność”. Mówimy o naszych pomysłach, z czym się zgadzamy, a z czym nie. Bo nie zawsze to, czego chcemy, idzie w parze z tym, co zamierza rząd, więc sygnalizujemy zagrożenia. Na przykład bardzo szybko dowiedzieliśmy się o zmianie ustawy wprowadzającej 70-procentowy podatek menadżerski, czyli od wysokich odpraw. Omawialiśmy ją na Zarządzie Regionu i uznaliśmy, że to zły zapis, bo dotyka wszystkich odchodzących pracowników, szczególnie tych, którzy decydują się na dobrowolne odejście z pracy. Też musieliby taki podatek zapłacić. Związkowe zastrzeżenia zostały uwzględnione, uruchomiono szybką ścieżkę legislacyjną, ustawę znowelizowano i już ten podatek nie będzie takich pracowników obejmował. Żartujemy ze Staszkiem, że jeśli coś nie pójdzie po naszej myśli, to będziemy mieć bardzo blisko do niego…

– Ale na kontaktach z nim możliwości dialogu z rządzącymi się chyba teraz nie kończą?

– Nie. Po latach lekceważenia ze strony Platformy Obywatelskiej, nastąpił pozytywny zwrot. Całą tę zmianę polityczną postrzegamy pozytywnie. Dużo się dzieje, sprawy idą bardzo szybko, szerokim frontem. Widzimy też zmianę atmosfery w zakładach, szczególnie tych z kapitałem Skarbu Państwa. Pojawia się inne podejście do strony społecznej, czyli związków zawodowych. Za rządów PO były problemy, by się spotkać i porozmawiać z prezesami, menadżerami. Teraz zaczynają z nami rozmawiać, omawiać, konsultować zamierzenia. Chcą słuchać naszych uwag, także krytycznych. Tego wcześniej nie było. Zdarzało się, że na rozmowę trzeba się było zapisywać z sześciomiesięcznym i większym wyprzedzeniem. Teraz zaczyna funkcjonować normalne partnerstwo.

– Przykład idzie z góry?

– Najwyraźniej. Za rządów PO dialog ze związkowcami zamarł. Nie słuchano nas. Teraz dialog się odradza poprzez Wojewódzkie Rady Dialogu Społecznego. 11 lutego będzie obradowała Rada w Katowicach. Zgłosiliśmy – wraz z władzami Bielska-Białej, Skoczowa i Cieszyna – wniosek o reaktywowanie połączeń kolejowych Bielsko-Cieszyn. Upominamy się też o inwestycje drogowe, między innymi S 69, która wciąż jest tylko w planie, a również kolejowe, w rejonie Rajczy i Zwardonia. Staramy się pilnować spraw ważnych dla lokalnej społeczności. Reasumując, PiS nie ma u nas taryfy ulgowej. Uważamy, że jeśli nie zmarnuje mandatu społecznego, jaki zdobył, to może zrobić wiele dobrych rzeczy dla Polski. Pod tym, co proponuje PiS, podpisujemy się, ale mamy uwagi, bo widzimy też zagrożenia.

– No właśnie, diabeł tkwi w szczegółach. Zacznijmy od najgłośniejszego obecnie programu PiS – Rodzina 500+. Popieracie go bez zastrzeżeń?

– Na pewno jest bardzo potrzebny, bo Polaków jest za mało. Ten program może znacząco poprawić dzietność. Mamy jednak zastrzeżenia, na przykład na pewno nie jest w porządku, że z dofinansowania wyłączono matki samotnie wychowujące jedno dziecko, choć dobrze wiadomo jak trudno łączyć pracę i opiekę nad potomkiem. Z drugiej strony nie przewidziano ograniczeń w dostępie do tego świadczenia dla osób dobrze i bardzo dobrze uposażonych.

– A kolejny sztandarowy program PiS, czyli pierwsza dniówka?

– Też jest szalenie potrzebny. Chodzi o to, by osoba nowo zatrudniona dostała umowę o pracę, podpisaną przez obie strony, od razu, bez opóźniania, przed rozpoczęciem pierwszej dniówki. Ma to zapobiec zatrudnianiu na czarno, bez umowy. Dobre posunięcie, ale my uważamy, że to za mało. Pracodawca powinien mieć także obowiązek zgłoszenia przed pierwszą dniówką tego pracownika do ZUS-u. Dopiero to uszczelni system, ułatwi Państwowej Inspekcji Pracy sprawdzenie legalności zatrudnienia. Są też, również na Podbeskidziu, sytuacje niepokojące – podpisuje się na przykład umowę o pracę na czas próby, na 1/8 etatu. Wtedy miesięczny zarobek wynosi zaledwie 270 złotych. A wiemy, że ci ludzie pracują po szesnaście i więcej godzin.

– I dostają dodatkowe pieniądze „pod stołem” ?

– Tak. Ci ludzie, głównie młodzi, godzą się na to. Nie patrzą w przyszłość, nie przejmują się tym, że nie buduje się im kapitał emerytalny, że psują rynek pracy. Akceptują to współczesne niewolnictwo. Będziemy z tym bezpardonowo walczyć.

– Idźmy dalej. Podniesienie do 12 złotych na godzinę najniższej stawki dla pracujących na umowę-zlecenie nie wszystkich ucieszyło…

– Tak, choć to słuszne posunięcie. Chodzi o to, by skończyły się zbyt niskie stawki, patologie w rodzaju 5 – 6 złotych na godzinę w firmach sprzątających czy ochroniarskich. Rozumiemy też ideę rządu, że ma to zniechęcić pracodawców do stosowania umów-zleceń, by przechodzili na umowy bezterminowe. Ale i tu widzimy zagrożenie. Sądziliśmy, że to będzie dotyczyć wszystkich umów o pracę. Łatwo wyliczyć, że te 12 zł na godzinę daje ponad dwa tysiące brutto na miesiąc. Co więc mają powiedzieć pracownicy, którzy muszą wyżyć z najniższej stawki umowy na czas nieokreślony, wynoszącej tylko 1850 złotych? Sami będą prosić, by dać im umowę-zlecenie, nie patrząc na to, z jakimi ograniczeniami ona się wiąże – brak urlopów, L4, funduszu socjalnego. Obawiamy się, że wbrew intencji rządu taka regulacja poszerzy jeszcze bardziej liczbę umów śmieciowych zamiast ją ograniczyć. Choć Stanisław Szwed zapewnił nas, że będą w Sejmie rozpatrywane leżące tam już bardzo długo wnioski „Solidarności” dotyczące doprowadzenia najniższej płacy do poziomu 50 procent średniej krajowej. Ale znowu jest to odsunięte w czasie, a my uważamy, że powinno zostać przeprowadzone od razu.

– Czy nie za bardzo opóźnia się przywrócenie niższego wieku emerytalnego?

– To nasz fundamentalny postulat. Mówiliśmy to – podobnie jak inne centrale związkowe – jasno i czytelnie. Wspieraliśmy PiS, bo ta sprawa była zapisana w programie wyborczym tej partii. Byliśmy i nadal jesteśmy przekonani, że rząd PiS ten postulat w pełni zrealizuje. Jest to zapisane w umowie programowej podpisanej przez „Solidarność” z prezydentem RP. Nie wyobrażamy sobie sytuacji, że ten postulat nie zostanie wprowadzony w życie. Ale cóż, „Solidarność” ma jedną twarz, politycy nie zawsze… Tu jednak nie odpuścimy, nawet Komisja Krajowa naszego związku podkreśliła, że jest to postulat sztandarowy i nie możemy go w żaden sposób odpuścić. Będziemy tego pilnować i – jeśli będzie trzeba – o to się upominać wszystkimi dostępnymi środkami. Trzeba tez tu dodać, że został złożony prezydencki projekt ustawy emerytalnej, który nie zawiera najważniejszego także dla nas elementu – uwzględnienia stażu pracy, czyli liczby przepracowanych lat – 35 lat dla kobiet i 40 dla mężczyzn. Mowa tylko o wieku – 60 lat u kobiet i 65 u mężczyzn – uprawniającym do przejścia na emeryturę.

– A czas płynie…

– Rozumiemy zniecierpliwienie, ale tu trzeba cierpliwości. Choć oczywiście nie będziemy czekać w nieskończoność.

– Co to znaczy? Rozliczycie rząd – jak zapowiedział przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda – co do przecinka?

– Tak będzie. W razie konieczności rozkolportujemy w milionach egzemplarzy umowę programową, by przypominać o obietnicach PiS. Na razie bacznie obserwujemy co się dzieje. Na przykład sprawa stażowego będzie omawiana na forum Rady Dialogu Społecznego, są konsultacje polityczne. Rozumiemy, że nie jest możliwe wprowadzenie tej ustawy już w tym roku. I rozumiemy intencję rządu, który na pierwszy plan wysunął program Rodzina 500 +. Bo im więcej nas będzie, tym większe będą w przyszłych latach wpływy do funduszu ZUS-owskiego. Natomiast kwestia emerytur jest trudniejsza. Trzeba dokładnie przeanalizować ile osób będzie mogło z tego skorzystać, ile zechce odejść na emeryturę. Bo mało się o tym mówi, ale my podkreślamy: emerytura według zasad, o które się dopominamy, ma być przywilejem pracownika, a nie prawem pracodawcy, by go zwolnić. Przejście lub nieprzejście na emeryturę ma być decyzją pracownika, a nie pracodawcy.

– Jak to uzasadniacie?

– Powinno tak być dlatego, że w 2009 roku został – mimo protestów „Solidarności” – zmieniony przez rząd Tuska przelicznik emerytur. Mamy przelicznik kapitałowy, mniej korzystny niż obowiązujący wcześniej. Po cichu zabrano ludziom co najmniej 1/3 emerytury. Dlatego pracownik musi mieć prawo dowiedzieć się, jaka będzie wysokość jego emerytury i wtedy zadecydować, czy jest jeszcze w stanie parę lat pracować, by mieć wyższą emeryturę, czy nie. A postulowany przez nas wiek emerytalny ma być bezpiecznikiem dla tych, którzy z przyczyn zdrowotnych lub innych nie zdołają lub nie chcą dłużej pracować.

– A jeśli w wyniku odejść na emerytury zabraknie ludzi do pracy?

– Też to analizujemy. Nie ulega wątpliwości, że problem jest realny i pracodawcy będą musieli przyciągać fachowców w wieku emerytalnym lepszymi płacami.

– A jeśli zaczną ściągać tańczą siłę roboczą z zagranicy, choćby z Ukrainy?

– Już były takie próby i nie do końca się sprawdziły, bo wielu tych cudzoziemców traktuje Polskę tylko jako kraj tranzytowy. Ich celem są bogate państwa Zachodu, głównie Niemcy. U nas przygotowują się, zdobywają uprawnienia, doświadczenie, po czym jadą dalej. Pewna firma w Żywcu zatrudniła około osiemdziesięciu Ukraińców. Zostali nieliczni. Więc nie tędy droga. Zresztą widzimy, że od nowego roku w wielu firmach zaczynają się rozmowy o wzroście wynagrodzeń. W niektórych już je sfinalizowano. Wzrosty są różne – od stu do ponad pięciuset złotych. To zależy od możliwości finansowych pracodawcy, ale też – o czym warto pamiętać – od siły organizacji związkowej z zakładzie. Bo tam, gdzie nie ma związków zawodowych, jest bieda.

Źródło:

KB logo

Udostępnij na: