AKTUALNOŚCI

29-01-2008

Nie ma spokoju w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej.

Działający tam związek "Solidarność" żąda podwyżek dla wszystkich pracowników. Związkowcy nie zazdroszczą lekarzom zarobków, ale mówią, że załoga szpitala to jeszcze wiele innych osób, które mają prawo do godnych płac.

Bielski Szpital Wojewódzki to gigant. Pracuje w nim ponad 1100 osób. Połowa z nich to lekarze i pielęgniarki, a resztę stanowią reprezentanci zawodów niemedycznych: laboranci, rehabilitanci, statystycy, rejestratorki i sekretarki medyczne, salowe, sprzątaczki, pracownicy kuchni, apteki, kotłowni, spalarni, pralni oraz pozostali pracownicy administracyjni i gospodarczy.
Zarobki w tej placówce zawsze były skromne. Chyba wszyscy się do tego przyzwyczaili. Ale w połowie ubiegłego roku większość pracowników zbulwersowała wiadomość, że dyrekcja szpitala przyznała lekarzom dodatkowe wynagrodzenie - tak zwane ryczałty, sięgające od 600 do 1000 złotych miesięcznie. Komisja Zakładowa NSZZ "Solidarność" zorganizowała wówczas pierwszą akcję protestacyjną. Transparent z napisem "Podzielono kasę równo: lekarzom wszystko, reszcie..." zbulwersował dyrektora szpitala. "Nie zazdrościmy nikomu zarobków. Zdajemy sobie sprawę, jaka jest odpowiedzialność lekarzy.
Wiemy, jak ciężko pracują pielęgniarki. Ale innym pracownikom także należy się przyzwoite wynagrodzenie. Faworyzując lekarzy dyrekcja jakby zapomniała o pozostałych" - opowiada Ewa Żak, przewodnicząca szpitalnej "Solidarności". Gdy obejmowała tę funkcję w połowie ubiegłego roku, "Solidarnośc" w Szpitalu Wojewódzkim liczyła zaledwie 37 członków.
Dziś jest ich prawie dwustu! "Ludzie zauważyli, że ten związek ma solidarność nie tylko w nazwie - solidarnie występuje w sprawach wszystkich pracowników, także tych najsłabszych, którzy nie mogą szantażować dyrekcji" - mówi przewodniczący podbeskidzkiej "Solidarności" Marcin Tyrna, który doskonale zna problemy tego związku w Szpitalu Wojewódzkim i jego walkę o godny poziom płac dla wszystkich pracowników. "To oczywiste, że szpital z jego załogą stanowi całość. Niezbędny jest lekarz i pielęgniarka, ale ktoś też musi posprzątać, ugotować posiłki czy prowadzić dokumentację medyczną. W naszym szpitalu wszyscy pracują z poświęceniem i pasją i wszystkim należy się szacunek i adekwatna do pracy płaca" - mówi Ewa Żak. Wróćmy do początku płacowego sporu w szpitalu.

Gdy w połowie ubiegłego roku lekarze dostali dodatkowe ryczałty w wysokości od sześciuset do tysiąca złotych, o swe zarobki upomnieli się inni. Wkrótce udało się pielęgniarkom wywalczyć 300-złotowe podwyżki. "Solidarność", reprezentująca przede wszystkim pozostałych pracowników, doprowadziła do tego, że od września laboranci dostają ryczałty w wysokości 280 złotych, pracownicy administracji i technicy po 205 złotych, a pozostali pracownicy po 150 zł.
"Przyjęliśmy te pieniądze, ale one nie rozwiązują problemu. Rosną koszty utrzymania, drożeje żywność, gaz, woda. Dlatego wciąż jesteśmy w sporze zbiorowym z dyrekcją, żądając podwyżek" - tłumaczy szefowa szpitalnej "Solidarności". Przedstawia zarobki pracowników, już z wliczonym ryczałtem. Salowa z 20-letnim stażem pracy zarabia 1250 złotych brutto, podobne jest wynagrodzenie sprzątaczki, płaca pracownika apteki to około 1150 złotych, a sekretarki medycznej - 1400 złotych.

Na początku tego roku odbyły się płacowe negocjacje z dyrekcją, z udziałem Alojzego Pietrzyka jako mediatora z zewnątrz. Rozmowy nie przyniosły żadnych efektów. W połowie stycznia "Solidarność" przeprowadziła wśród pracowników szpitala referendum strajkowe. Wzięło w nim udział 670 osób.

Wyniki tego plebiscytu najlepiej świadczą o determinacji załogi - 97 procent pracowników, którzy uczestniczyli w referendum, opowiedziało się za przeprowadzeniem strajku! "To ostateczność, ale jeśli nie uda się nam porozumieć przy negocjacyjnym stole, to będziemy zmuszeni sięgnąć po ten oręż" - tłumaczy Ewa Żak.

<<< Wstecz
Powrót