29-05-2009

"Solidarność": reagowaliśmy zbyt miękko

DOŚĆ PONIŻANIA I BICIA!


O napięciach i sporach związanych z rocznicą wyborów z 4 czerwca 1989 roku, z liderem podbeskidzkiej "Solidarności" Marcinem Tyrną rozmawia Zdzisław Niemiec.

- Miał to być dzień radosnego święta - 20 rocznica ostatecznego zwycięstwa nad ustrojem totalitarnym, ale przygotowania zdominowała wojna związkowców "Solidarności" z rządem. Ponieważ związkowcy zapowiadają wielką manifestację w Gdańsku, rząd przenosi część uroczystości do Krakowa i Warszawy.
Co pan sądzi o tym całym zamieszaniu?


- Mamy teraz zadziwiającą sytuację: niektórzy ludzie dawnej opozycji zaskakująco zmieniają optykę. Gdy w czasach PRL-u były różnego rodzaju manifestacje, zadymy, wspierających je ludzi pracy uważaliśmy za patriotów, wręcz bohaterów.
Stoczniowcy, strajkujący przed laty z Lechem Wałęsą, byli podziwiani przez cały kraj. Ówczesna opozycja przyjeżdżała, by im w tym proteście doradzać.
Tylko władza ludowa nazywała ich chuliganami wichrzycielami, warchołami. A dziś ludzie manifestujący w obronie swych miejsc pracy są chuliganami, przestępcami dla obecnego rządu, wiernego ponoć ideałom "Solidarności"! Do czego to doszło! Stoczniowcy, którzy protestują teraz, to są warchoły?!

Będąca teraz przy władzy ekipa, powołująca się na solidarnościowe ideały, używa wobec manifestantów tych samych określeń co władza ludowa i wysyła na nich policję nastawioną na pałowanie! Dlaczego? Bo takie protesty władzy - tej dawnej i obecnej - nie pasują. Może za takie postępowanie wobec protestujących trzeba będzie osądzić wicepremiera Schetynę, który wydał polecenie policjantom, tak jak teraz sądzi się genarała Kiszczaka...

- Gorycz i złość protestujących stoczniowców kieruje się nie tylko ku rządowi Donalda Tuska, ale i przeciwko Brukseli, która w ich sprawie nie pomogła...

- Są formacje, które próbują przedstawiać Unię Europejską jako zło. Tam szukają winnego, nie widząc złego zarządzania krajem. Nie zmienia to faktu, że Unia Europejska jest dla Polski ogromną szansą. Ale niestety teraz do władzy przyszli ludzie, którzy - by dobrze wypaść propagandowo - na wszystko się w Unii godzą. Nie tędy droga! Widać przecież, że inne kraje bronią swojego rynku, gospodarczych racji. A u nas rządzący częściowo uśpili konflikt, wykładając pieniądze na Stocznie Gdańską i Szczecińską.
Takie kupowanie spokoju społecznego, zamiast bardziej twardego negocjowania z Brukselą, to droga donikąd. Dla nas, związkowców istota sprawy tkwi w tym, że jest to jeden z ostatnich przemysłów, który stosuje polską myśl techniczną, wysoko przetworzoną technologię i materiały. Przemysł stoczniowy to po prostu potężny kompleks polskich wytworów. To fakt, że związkowcy nie zawsze byli w tej sprawie proreformatorscy, ale też rządzący nie przedstawili sensownych programów ratowania stoczni.
Nieudacznicy polityczni i gospodarczy nie potrafili znaleźć wyjścia z trudnej sytuacji. Tłumaczyli się, że nie było naszej zgody na ich programy. Bo na byle jakie programy zgody być nie może.

- Czy jednak protest stoczniowców, choć słuszny, musi mieć miejsce akurat 4 czerwca, w dniu symbolizującym zwycięstwo nad systemem totalitarnym, i akurat w Gdańsku, gdy będą tam przywódcy z wielu krajów?

- Każda partia musi się liczyć z protestami dotyczącymi jej polityki, a ludzie pracy mają prawo do wyrażenia swojego niezadowolenia. O te normy przecież walczyliśmy. Skoro stoczniowcy się bronią, nie mają wystarczającego wsparcia rządu, a pojawia się okazja, by ich sprawa została szeroko w świecie zauważona, to jest oczywiste, że z tej okazji skorzystają. Rząd próbuje wyrobić nam opinię nieodpowiedzialnych, ale nie bądźmy naiwni: jeśli ktoś przyjeżdża na manifestację, to znaczy, że fiaskiem skończyły się rozmowy przy stole, nie ma dialogu.
A dialogu w Polsce nie ma nie tylko w sprawie stoczni. Niech więc rządzący się nad tym zastanowią. I niech się nie dziwią, że ludzie zdesperowani wykorzystują okazje, jak niedawna polityczna impreza w Warszawie, by rozpaczliwie wykrzyczeć swoje racje. Tak się dzieje na całym świecie, a manifestacje w Paryżu, Berlinie czy Pradze miały o wiele większe natężenie. Dodam, że robienie uroczystości pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców przez rząd, który sprawę stoczni zawalił, to szczyt hipokryzji.

- Ale zapowiedź manifestacji stoczniowców skrytykował nawet Lech Wałęsa...

- Muszę stwierdzić z przykrością, że Lech Wałęsa krytykując stoczniowców nie stanął na wysokości zadania, a wręcz pomyliły mu się kierunki.
Na początku przemian ustrojowych upominał się o ludzi pracy. Dzisiaj dziwnym trafem sprzedał się biznesowi, kapitalistom. On - człowiek, który dla mnie do dzisiaj jest elektrykiem, tak jak ja jestem frezerem, a na przykład Władysław Frasyniuk - kierowcą.

Wałęsa osiągnął wszystko, znalazł się w panteonie świata, dzięki "Solidarności" i tysiącom ludzi pracy. Ma więc obowiązek pamiętać o ludziach takich jak ci, z którymi rozpoczynał swoją drogę.
A dzisiaj on nas poucza, że trzeba zwijać sztandary, wręcz sugeruje, że trzeba nas bić. Coś się temu człowiekowi pomyliło, a polityczni spryciarze, jak Donald Tusk, to wykorzystują. Dziwię się, że poparcie dla rządzącej partii - antypracowniczej, probiznesowej, jest w społeczeństwie tak wysokie. Chyba tylko dlatego, że nie ma rozsądnej alternatywy...

- Sądzi pan, że ludzie są naiwni, dają się nabierać?

- Zauważmy, że przez te dwadzieścia lat nie stworzono w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Jest to porażka wszystkich ekip rządzących, bo nie robiły nic, by stworzyć społeczeństwo ludzi, którzy wiedzą po co warto się organizować, jakie mamy obowiązki i prawa, jak państwo nas strzeże przed różnego rodzaju kombinacjami. Zamiast tego stworzyliśmy państwo dla ludzi cwanych, bezkompromisowych, egoistów.
A społeczeństwo karmione jest cały czas iluzją sukcesów. Nawet teraz, w dramatycznej dla świata dobie kryzysu ekonomicznego, mówi się, że nam nic nie grozi.
Czyżbyśmy byli jakąś wyjątkową enklawą? Obowiązkiem związku zawodowego, szczególnie "Solidarności" jest nie tylko o tym mówić, ale się temu przeciwstawić. I to się rządzącym nie podoba. Chcieliby, aby "Solidarność" ich wspierała, nawoływała do zaciskania pasa. A tu już dziurek w pasie nie ma.
Zaczynamy więc tym panom przeszkadzać, choć ja uważam, że nasz związek i tak zbyt długo przyglądał się biernie temu wszystkiemu, co działo się w sprawach prywatyzacyjnych. Przecież na przykład do tej pory nikt nie rozliczył programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, "dzięki" któremu upadło z pół tysiąca przedsiębiorstw. Ich majątek został wyprowadzony i przekazany nie wiadomo komu.
Także Bielska Wełna w tym programie była i nie potrafiliśmy jej uratować. Uważam, że do tej pory reagowaliśmy za miękko, na zbyt wiele rządzącym pozwoliliśmy. I zaczęto nas lekceważyć, dyskredytować, ignorować. Nie chcemy się wszędzie pchać, nie o to chodzi. Ale oczekujemy od rządzących minimum przyzwoitości, czego efektem będzie uwzględnienie naszego głosu w sprawach ludzi pracy.
Tymczasem tak nie jest. Niedawno w Komisji Krajowej pojawił się pakiet antykryzysowy, czyli zbiór uzgodnień związków i organizacji, reprezentujących pracodawców i pracobiorców.
W innych krajach zaakceptowanie takich ustaleń jest normą, a u nas rząd tego nie przyjmuje, choć sam żadnych rozwiązań nie proponuje.

- Czy "Solidarność" Podbeskidzia też była ignorowana? Przez kogo?

- Zdarzało się to już w czasach, gdy rządził Leszek Miller. Ówczesny wojewoda śląski Lechosław Jastrzębski uprawiał politykę gnojenia "Solidarności". Dzisiejszy, Zygmunt Łukaszczyk, choć z formacji prawicowej, też nie jest lepszy. Na przykład przewodzi Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego, do której należę. Dwa razy interweniowałem tam w sprawach bielskich firm będących w ekstremalnej sytuacji.
Chciałem, by się zajął potraktowaniem załogi Bielkonu przez kapitał niemiecki, ale nie podjął tematu. Nie miał czasu.
Z kolei w kwestii Befamy, gdzie załoga przez siedem miesięcy nie dostała pensji, zamiast przywołać prezesa tej spółki do porządku, poinformował mnie jedynie przez sekretarkę, że zwróci się do niego z zapytaniem, dlaczego tak się dzieje.
Zamiast zaangażować w tę sprawę odpowiednie służby, chciał pytać osobę, która - mówiąc w skrócie - uciekła z zakładu zostawiając załogę na pastwę losu. Tak więc wojewoda zlekceważył wnioski podbeskidzkiej "Solidarności".

Niech społeczeństwo oceni tę niewrażliwość na bezprawie i ludzką krzywdę. A marszałek śląski, Bogusław Śmigielski? Nie powołał mnie i innych związkowców do Wojewódzkiej Rady Zatrudnienia, której członkiem byłem. Widocznie uznał, że nie pasuję, bo za dużo pyskowałem. Bezrobocie rośnie, a to ma być najwyraźniej organ bez związkowców, który panu marszałkowi przytakuje.
Tymczasem takie formacje nie mają bez udziału związkowców racji bytu. I jeszcze drobny, ale charakterystyczny przykład z Bielska. Gdy przyjechał tu prezydent Lech Kaczyński, organizatorem uroczystości była Rada Miejska. Do Regionu "Solidarności" zaproszenie nie przyszło. Na obchody 3 Maja - też nie. Dla Rady Miejskiej nie istniejemy...

- Wróćmy do obchodów rocznicy 4 czerwca. Jaką ich formę pan by poparł?

- Obecny układ, który opanował scenę polityczną, parlamentarną i samorządową, stosuje mechanizm dozowania "igrzysk dla ludu" - festynów, rozmaitych świąt, by lud się trochę pobawił i zapomniał o kłopotach. To zresztą nic nowego, rozmaici władcy - królowie, dyktatorzy - też tak robili.
Bardziej mi odpowiada to, co będzie się działo 4 czerwca w Bielsku-Białej. Planują tu skromny program - msza dziękczynna, odsłonięcie tablicy na budynku przy ulicy 3 Maja (wtedy Lenina), gdzie Komitet Obywatelski miał sztab wyborczy, spotkanie ludzi, którzy w tamtych wydarzeniach uczestniczyli. To ma sens: przyjść, powspominać, powiedzieć sobie co nam się udało, a co nie.
Natomiast w Gdańsku rządząca partia chciała wykorzystać rocznicę 4 czerwca, by ukuć sukces w eurowyborach. Dla mnie najlepszym uczczeniem rocznicy 4 czerwca byłoby przedstawienie przez premiera Tuska programu, który pomógłby ludziom pracy przetrwać kryzys i dałby szansę, perspektywę na godne życie. Ale na to się nie zanosi. A poniżać i bić się nie damy. Na zawłaszczenie naszych osiągnięć w walce o wolną Polskę też nie pozwolimy.

/KRONIKA BESKIDZKA nr 19 (2728) z 14 maja 2009 roku/

<<< Wstecz