Nr 27 (1083) 3 lipca 2009


Żółta kartka dla premiera

Barbara Doraczyńska

Jeżeli sejm w ustawach antykryzysowych nie uwzględni poprawek Solidarności, związek wystąpi z Komisji Trójstronnej. Pakiet w wersji rządowej wprowadza korzystne rozwiązania dla firm, także tych w dobrej kondycji, a osłabia pozycję pracowników. Propozycje rządu Donalda Tuska pomijają ważne punkty umowy wynegocjowane wcześniej przez związki i pracodawców.

Rząd złamał kilka ustaleń dotyczących pakietu antykryzysowego, dlatego ten w wersji rządowej nadaje się do kosza. Solidarność oczekuje od rządu realizacji kilku najważniejszych ustaleń.

Po pierwsze – rozmawiajmy o całym pakiecie
Związki zawodowe a także organizacje pracodawców podpisały trzynastego marca pakiet antykryzysowy, w którym zgodziły się na obustronne ustępstwa za cenę ratowania miejsc pracy w zagrożonych upadkiem firmach i całych branżach. Partnerzy społeczni powiedzieli rządowi jasno: wszystko albo nic. To znaczy albo akceptuje proponowane rozwiązania w całości albo je odrzuca, zrywając dialog społeczny. Tymczasem premier wybrał sobie zaledwie sześć z trzynastu postulatów. To stanowi naruszenie dżentelmeńskiej umowy między rządem a partnerami społecznymi.

Po drugie – pomoc tylko dla firm w kryzysie
Rząd chce wprowadzić 12-miesięczny okres rozliczeniowy czasu pracy (obecnie obowiązuje kwartalny) i tzw. konta pracy dla wszystkich przedsiębiorców, niezależnie od ich sytuacji finansowej. Konta pracy mają polegać na tym, że pracownicy będą pracować bez naliczania nadgodzin w okresach zwiększonej liczby zamówień, a krócej w czasie problemów z popytem, czyli np. w jednym miesiącu codziennie po 12 godzin (bez otrzymywania dodatków za nadgodziny), a w kolejnym – po 4 godziny na dobę, przy czym dostaną takie samo wynagrodzenie.
Dzięki 12-miesięcznemu okresowi rozliczeniowemu ewentualny dodatek z tytułu pracy po godzinach ustalany byłby po zakończeniu roku i stanowił sumę godzin przepracowanych ponad roczny wymiar czasu pracy. W wielu wypadkach okazywałoby się więc, że pracownicy nie otrzymywaliby dodatków za nadgodziny. Solidarność zgodziła się na takie rozwiązanie, ale tylko w tych firmach, które udowodnią, że odczuwają skutki kryzysu. Rząd chce teraz objąć korzystnymi przepisami wszystkie przedsiębiorstwa.
– Takie postępowanie należy uznać za cyniczne wykorzystanie kryzysu i rosnącego poczucia zagrożenia wśród pracowników dla kolejnej próby deregulacji kodeksu pracy i przeforsowania antypracowniczego rozwiązania. Możliwość wprowadzenia rozwiązań uderzających w pracowników dla firm niedotkniętych skutkami kryzysu stawia pod znakiem zapytania trudny kompromis osiągnięty w sprawie pakietu pomiędzy pracodawcami i związkami zawodowymi trzy miesiące temu – podkreśla Janusz Śniadek, przewodniczący Solidarności.
Wprowadzenie 12-miesięcznego okresu rozliczeniowego w wersji rządowej pozwoli wszystkim pracodawcom na wydłużenie czasu pracy w skrajnych wypadkach nawet z 40 do 72 godzin tygodniowo bez płacenia nadgodzin. Tym samym będzie to oznaczało znaczną obniżkę wynagrodzeń także w firmach, które znajdują się w dobrej kondycji finansowej.

Po trzecie – ograniczyć umowy okresowe
Rząd nie myśli także o ochronie najbardziej zagrożonych pracowników – tych zatrudnionych na umowy okresowe. Solidarność postuluje ograniczenie możliwości zawierania przez pracodawców takich umów do maksymalnie 24 miesięcy. Potem pracodawcy musieliby zawierać umowy na etat. Rząd zgodził się na takie rozwiązanie, ale ograniczył czas jego obowiązywania do dwóch lat.
– Czyli za dwa lata wrócimy do obecnej, patologicznej sytuacji, w której pracodawcy będą mogli podpisywać umowy na czas określony, np. przez 20 lat z możliwością ich dwutygodniowego wypowiedzenia – wyjaśnia Janusz Śniadek.
Inny negatywny aspekt propozycji rządowej: będzie dotyczyć wyłącznie osób, które zawrą umowy w czasie owego dwuletniego, preferencyjnego okresu.
– W ustawie nie ma ponadto zapisu mówiącego, że z pracownikiem można podpisać tylko dwie umowy na czas określony, a trzecia powinna być umową na etat. Dlatego zapisane w ustawie antykryzysowej rozwiązanie jest gorsze od obecnego – zwraca uwagę szef Solidarności.

Po czwarte – koniec z głodowymi zapomogami dla zwalnianych
W ustawie przygotowanej przez rząd Donalda Tuska dysponent Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych może na podstawie wniosku przedsiębiorcy, przeżywającego trudności finansowe, udzielić pracownikom zapomóg: na czas przestoju – do wysokości 100 proc. zasiłku dla bezrobotnych, czyli do 575 zł, a na częściowe zrekompensowanie obniżenia wymiaru czasu pracy – do wysokości 70 proc. tego zasiłku, czyli 402 zł. Zdaniem Solidarności zapomogi powinny wynosić odpowiednio 100 i 70 proc. minimalnego wynagrodzenia, czyli 1276 zł. Propozycje rządowe uznaje za urągające godności pracowników.
Ponadto rząd nie tylko nie przedstawił specjalnych programów pomocy dla pracowników i ich rodzin, których dotkną zwolnienia, ale jeszcze zaproponował dalsze zamrożenie progów uprawniających do ubiegania się o świadczenie z pomocy społecznej na kolejne lata, pomimo wydzielonych na ten cel środków w budżecie. Utrzymanie ich na poziomie z 2006 roku, czyli 351 zł od osoby w rodzinie oznacza, że do skorzystania z pomocy będą uprawnione rodziny żyjące poniżej minimum egzystencji.
– Progi dochodowe powinny być waloryzowane co trzy lata. Rząd proponuje wstrzymanie się z waloryzacją, mimo że ma potrzebne na ten cel 120 mln zł – zaznacza Janusz Śniadek. – Filozofia ustaw antykryzysowych w tym kształcie sprowadza się do stwierdzeń sprzecznych z ideą „solidarności na kryzys”, czyli solidarnym dźwiganiem ciężaru kryzysu przez pracowników, pracodawców i władze państwa. Mówienie, że rząd nie ma pieniędzy to przenoszenie tego ciężaru na pracowników.
Jego zdaniem rząd powinien do końca 2009 roku podwyższyć minimalne wynagrodzenie za pracę do poziomu 50 proc. przeciętnej płacy. Pakiet w wersji rządowej traci rację bytu. Dlatego Solidarność, w razie nieuwzględnienia jej propozycji, wycofa swoich przedstawicieli z komisji trójstronnej oraz Wojewódzkich Komisji Dialogu Społecznego.

Wersja do druku

Do góry


<<< Strona główna