03-01-2011


Gorąco w cieszyńskim Polifarbie

SZEF ZWIĄZKU NA BRUKU

Od sierpnia 2010 roku w spółce PPG Polifarb Cieszyn trwa spór zbiorowy. Chodzi o podwyżki płac dla blisko 600-osobowej załogi. Zamiast porozumienia w zakładzie tym doszło ostatnio do zaostrzenia sytuacji: dyrekcja z dnia na dzień zwolniła z pracy jednego z członków komisji negocjacyjnej. Smaczku tej sparwie dodaje fakt, że osoba ta jest jednocześnie... przewodniczącym zakładowej "Solidarności"! Zasiada też w Radzie Pracowników i Europejskiej Radzie Zakładowej.

"Solidarność" z Polifarbu od dawna domaga się podwyżek wynagrodzeń dla wszystkich pracowników spółki. Związkowcy podkreślają, że zredukowali już maksymalnie swe i tak niewygórowane żądania. Początkowo domagali się po 130 złotych dla każdego z zatrudnionych. Udało się nawet dogadać z zarządem co do globalnej kwoty, przeznaczonej na te podwyżki. Jednak ostatecznie pracodawca podzielił te pieniądze według własnego klucza - znakomita większość załogi dostała po 46 złotych brutto, a nieliczni po 600 złotych. - Globalna kwota się zgadzała, ale sposób podziału był dla nas nie do przyjęcia. Weszliśmy w spór zbiorowy żądając równych podwyżek dla wszystkich - po sto złotych" - tłumaczy Mirosław Kitowski, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w Polifarbie.

Zarząd spółki nie zgodził się na takie podwyżki. Z powodu braku porozumienia spisany został protokół rozbieżności, a związkowcy zaczęli rozważać możliwość przeprowadzenia akcji protestacyjnej. Wtedy pracodawca niemal z dnia na dzień zwolnił Mirosława Kitowskiego. Powodem było - jak czytamy w dokumencie, podpisanym wspólnie przez prezesa spółki i czterech innych dyrektorów tego zakładu - "ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych". Miało to wyrażać się między innymi poprzez samowolne przerwanie pracy, podważanie decyzji przełożonych i ich autorytetu, podburzanie pracowników, zamianę z kolegą godzin pracy. Za podobne dyscyplinarne przewinienia kilkanaście dni wcześniej Kitowski dostał karę nagany.

Mirosław Kitowski mówi, że wszystkie te zarzuty byłyby śmieszne, gdyby nie fakt, że zaowocowały zwolnieniem z pracy. Zaczęło się od tego, że został odelegowany na inny wydział. Polecenie takie dostał nie od swego przełożonego, ale z działu kadr. Wszystko to wyglądało na karne zesłanie niepokornego związkowca. Postanowił wyjaśnić tę sprawę ze swym kierownikiem. Na znak solidarności poszło z nim kilku innych pracowników, rezygnując z przerwy śniadaniowej. - To miało być owo przerwanie pracy i podburzanie - mówi Kitowski. Jego koledzy poświadczyli, że poszli za nim z własnej woli w czasie przerwy śniadaniowej. Świadczą też, że nie było krzyków, awantur czy publicznego krytykowania przełożonych, a to są właśnie główne zarzuty wobec Kitowskiego. Tamten incydent skończył się naganą i obcięciem premii, zarówno dla szefa "Solidarności" jak i towarzyszących mu wówczas pracowników. Wszyscy odwołali się od tej kary.

Druga przewina szefa "Solidarności" też była błaha. Kolega poprosił Kitowskiego o zmienienie się z nim godzinami pracy. To normalna praktyka, tym bardziej że w tym wypadku obaj wykonują dokładnie te same obowiązki. Kitowski nie widział powodu, by nie pójść koledze na rękę. Szybko dowiedział się, że w ten sposób rażąco naruszył porządek pracy i obowiązki pracownicze. Jako, że działał w warunkach "recydywy" zarząd Polifarbu podziękował mu za pracę. Dostał trzymiesięczne wypowiedzenie, ale prezes od razu zwolnił go z obowiązku wykonywania pracy przez ten czas. Tak więc szef zakładowej "Solidarności" z dnia na dzień znalazł się na bruku! Wcześniej przez 15 lat nienagannej pracy w Polifarbie Mirosław Kitowski był wzorowym pracownikiem, chwalonym i nagradzanym. - Zawzięli się na mnie, bo byłem niewygodny. Wzięli mnie pod specjalny nadzór, zaczęli prowokować, czyhając na najmniejsze potknięcie. Znaleźli pretekst, więc się mnie natychmiast pozbyli - tak ten fakt tłumaczy szef "Solidarności".

Przeciwko zwolnieniu Mirosława Kitowskiego zaprotestowały związki zawodowe, działające w cieszyńskiej spółce, a także Zarząd Regionu Podbeskidzie NSZZ "Solidarność". - Działanie zarządu Polifarbu nosi wszelkie znamiona szykanowanie najbardziej aktywnych działaczy związkowych. Chcą zamknąć usta najbardziej aktywnym, a resztę zastraszyć. Na takie działania nie będzie naszej zgody. O sprawie już zawiadomiliśmy Prokuraturę, a wkrótce podejmiemy wraz z Komisją Zakładową dalsze, zdecydowane działania w obronie szykanowanego przewodniczącego - zapowiada Marcin Tyrna, szef podbeskidzkiej "Solidarności".

/TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ nr 1 (1159) z 1 stycznia 2011 r./

<<< Wstecz