fot.pixabay.com
Wojna na Ukrainie wywróciła przemysł stalowy w Polsce i całej Unii Europejskiej do góry nogami. Hutnictwo ma dziś potężne problemy, a szalejące ceny stali są zagrożeniem dla funkcjonowania wielu innych branż. Koszty produkcji w europejskich hutach można obniżyć o kilkadziesiąt procent praktycznie z dnia na dzień. Potrzebna do tego jest wyłącznie polityczna wola.
80 proc. rudy żelaza zużywanej w polskich hutach pochodzi z ukraińskiego Krzywego Rogu. Ta informacja najlepiej obrazuje, co dla branży oznacza rosyjska inwazja na Ukrainę. Co prawda zapasy rudy na składowiskach wystarczą na utrzymanie produkcji jeszcze przez wiele tygodni, ale huty muszą być przygotowane na konieczność ściągania surowców z innych kierunków. A to nie będzie ani proste, ani tanie. – Pozostaje kierunek zamorski, przede wszystkim Brazylia, bo to obecnie największy eksporter rudy żelaza na świecie. Trzeba się jednak liczyć z kilkoma problemami. Po pierwsze, ta ruda będzie coraz droższa. Chociażby z uwagi na duży popyt oraz wyższe ceny frachtu spowodowane drogą ropą. Po drugie, ruda z Brazylii nie przypłynie statkami z dnia na dzień – mówi Andrzej Karol, przewodniczący Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ Solidarność.
Drogie i trudno dostępne surowce
Gwałtownie drożeją również inne surowce wykorzystywane w hutnictwie. Od wybuchu wojny złom używany w elektrycznych stalowniach podrożał z 500 $ do 700 $ za tonę. Jak przekonuje Andrzej Karol, niebawem największym problemem może być nie cena, ale dostępność złomu. – Nasz kraj jest eksporterem netto złomu. Teoretycznie więc mamy rezerwy na krajowym rynku. Pytanie brzmi, czy będziemy potrafili je ochronić. Na świecie wszyscy skupują złom na potęgę. Chińczycy dotują swoje firmy importujące złom. Tymczasem zgodnie z unijnymi przepisami, w naszym kraju złom jest traktowany jako odpad, a nie cenny surowiec. To utrudnia składowanie i obrót tym towarem oraz podnosi koszty. Może dojść do kuriozalnej sytuacji, że nadal będziemy eksportować ogromne ilości złomu, a w polskim hutnictwie go zabraknie – tłumaczy przewodniczący.
Ceny poszybowały
Po wybuchu wojny na Ukrainie ceny stali poszybowały. Za niektóre wyroby stalowe trzeba dziś zapłacić kilkadziesiąt lub nawet 100 proc więcej niż przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji. Warto tutaj przypomnieć, że 80 proc. zużywanej w Polsce stali pochodzi importu, a więc drożyzna jest tylko w niewielkiej części skutkiem tego, co dzieje się w krajowym hutnictwie.
Problem z ceną i dostępnością surowców wykorzystywanych do produkcji stali dotyczy całej Europy. Dodatkowo sytuacje skomplikowało embargo na rosyjską i białoruską stal nałożone 15 marca przez Unię Europejską. Choć nikt rozsądny nie kwestionuje tej decyzji, nie ulega wątpliwości, że będzie ona miała negatywne skutki również dla UE. – Stali nie zabraknie, ale będzie ona jeszcze droższa – uważa Andrzej Karol. – Już przed wojną w UE obowiązywały limity na import wyrobów stalowych z poszczególnych krajów spoza Wspólnoty. Po wprowadzeniu sankcji limity Rosji i Białorusi zostały rozdzielone na inne państwa sprzedające swoje wyroby stalowe w Unii. Ta luka zostanie więc szybko zapełniona, ale taniej raczej nie będzie – dodaje szef hutniczej „S”.
1 tona stali to 2 tony CO2
Istnieje sposób, aby niemal natychmiast obniżyć koszty hutnictwa w Unii Europejskiej o kilkadziesiąt proc. Wystarczy, aby Bruksela podjęła decyzję o zawieszeniu EU ETS, czyli unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. – Produkcji 1 tony stali towarzyszy emisja 2 ton CO2. Obecna cena uprawnień to ok. 80 euro/t. Łatwo więc policzyć, że bez opłat emisyjnych tona stali byłaby tańsza o 160 euro – mówi Andrzej Karol. – To jednak nie koniec. Produkcja gotowych wyrobów stalowych stalowych pochłania ogromne ilości energii elektrycznej. A zawieszenie systemu EU ETS to również znaczący spadek ceny energii – podkreśla przewodniczący.
Zagrożenie dla całej gospodarki
Kryzys na rynku stali to coraz większe zagrożenie dla całej gospodarki. Realny staje się scenariusz zapaści w budownictwie i konieczności wstrzymania jakichkolwiek inwestycji infrastrukturalnych. Z kolei fabryki motoryzacyjne czy AGD, które od miesięcy borykają się z problemem dostaw półprzewodników, mogą niebawem być zmuszone do ograniczenia lub przerwania produkcji w wyniku astronomicznych cen stali.
W ubiegłym roku huty w Unii Europejskiej wyprodukowały nieco ponad 150 mln ton stali. Tymczasem ich maksymalne moce wytwórcze to ok. 210 mln ton. Europejskie hutnictwo może więc produkować więcej i taniej, jeśli tylko zdejmie się z niego ciężar unijnej polityki klimatycznej. Polityki, na której kontynuowanie Europy dzisiaj zwyczajnie nie stać.
www.solidarnosckatowice.pl