Czy związkowcy przeszkadzają pracodawcy, jaka jest skala naruszeń praw pracowniczych w Polsce i co mają do tego kancelarie prawnicze? Piotr Duda, przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” o haniebnych praktykach pracodawców, wolnych niedzielach i strajku w Solarisie.
Czy związek zawodowy to problem dla pracodawcy?
Pracodawcy, którzy tak sądzą nie dorośli do roli bycia pracodawcą. Związek zawodowy w zakładzie pracy, to zorganizowana grupa pracowników, która ułatwia życie pracodawcy, dlatego, że umożliwia komunikację. Pracodawca nie ma czasu indywidualnie rozmawiać ze wszystkimi zatrudnionymi o poprawie warunków pracy, o podwyżce, o wielu innych aspektach. Od tego jest reprezentacja pracowników, a jest nią właśnie związek zawodowy.
Rzeczywistość pokazuje, że jest inaczej. Ostatni taki głośny przykład to szpiegowanie przewodniczącej „Solidarności” w koncernie AstraZeneca.
Takich skandalicznych zachowań pracodawców znamy bardzo dużo. Działalność związkowa i związkowcy chronieni są nie tylko ustawą o związkach, ale przede wszystkim art. 12 i art. 59 Konstytucji, najwyższego aktu prawnego w Polsce. Niestety w praktyce jest tak, że wchodzi do naszego kraju globalna korporacja i postępuje w taki sposób, że np. wynajmuje prywatnych detektywów i zleca śledzenie przewodniczącej.
I nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. Oskarżeni w tej sprawie, to radca prawny z zewnętrznej kancelarii oraz dwóch detektywów. Nie ma tam nikogo z ramienia koncernu AstraZeneca. Jak pan ocenia taką sytuację?
Nie bądźmy naiwni. Ktoś im to musiał zlecić, bo chyba nie wierzy pani, że to inicjatywa kancelarii lub detektywów. Tu zlecenie musiał wydać pracodawca. Kara dla takiego pracodawcy powinna być bezwzględna i tu państwo musi stanąć na wysokości zadania. To są haniebne praktyki pseudopracodawców, bo takiej firmy i członków zarządu nie można nazwać inaczej. Te rzeczy trzeba pokazywać i napiętnować.
Jaka jest skala utrudniania działalności związkowej w Polsce?
Mamy całą listę takich zachowań i to we wszystkich sektorach – w prywatnym, w spółkach skarbu państwa, czy w budżetówce. W zależności od podmiotu odbywa się to w sposób mniej lub bardziej subtelny. Wiele firm, szczególnie z kapitałem zagranicznym, wciąż uważa, że założenie związku zawodowego, to porażka, bo koliduje to z ich liberalnymi celami. Kilka lat temu w specjalnych strefach ekonomicznych organizowano szkolenia dla zagranicznych inwestorów na temat tego, jak sprawić, żeby w ich zakładach nie powstał związek zawodowy. Docierają do nas sygnały, że takie szkolenia wciąż się odbywają. Oczywiście nieoficjalnie, bo jest to niezgodne z prawem. Pracodawcy postępują bez skrupułów.
Co zrobić w takiej sytuacji?
Część osób się boi i wcale się im nie dziwę. Inni, podejmują działania bez względu na sankcje, bo taka jest rola związkowców, którzy są społecznikami z misją. Jedyną możliwością, żeby coś osiągnąć jest założenie silnego związku zawodowego i posiadanie wsparcia na szczeblu regionalnym i krajowym. Indywidualnie pracownicy nie mają żadnych szans.
W sporze pracownika z pracodawcą, ten drugi zdaje się stać na przegranej pozycji. Taki spór, to wielki ciężar finansowy i psychiczny, na który nie każdy pracownik może sobie pozwolić. Jaka jest w tym rola doradców, czyli kancelarii prawnych?
Są kancelarie wyspecjalizowane w walce z pracownikiem i ze związkiem zawodowym, ale my jako „Solidarność” im nie ustępujemy. Mamy za sobą wygrane sprawy karne, gdzie pracodawcę reprezentowały kancelarie o krajowej i światowej renomie. Po to też członkowie płacą składki, z których część przeznaczona jest na pomoc prawną. Oczywiście mamy rozeznanie, wiemy, które kancelarie prosić o pomoc, a do których się nie zwracać, bo bez względu na łamanie ustawy o związkach zawodowych i Konstytucji, będą bronić pracodawcy.
Jak zmieniła się się sytuacja pracowników i kwestia przestrzegania praw pracowniczych od zmiany ustroju do dziś?
Zmiany ustrojowe miały na celu poprawę sytuacji pracowników w zakładach pracy. Najważniejsze postulaty związkowe zostały zawarte jeszcze w 1980 roku, przede wszystkim w porozumieniu podpisanym 11 września, w Hucie Katowice. Później po odzyskaniu wolności wraz z rządem Jana Olszewskiego mieliśmy nadzieję na podnoszenie wysokich standardów zatrudnienia, ale od rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego, kiedy do władzy doszli liberałowie z ekipy Kongresu Liberalno-Demokratycznego, zaczęło się to odwracać. Zaczęto podchodzić do kwestii pracowniczych w taki sam sposób, jak to robiono w latach wcześniejszych, czyli traktowano pracowników w sposób przedmiotowy. Tymczasem przez ostatnie 30 lat polski pracownik dokonał skoku cywilizacyjnego i jesteśmy już w zupełnie innym miejscu. Jeżeli firmy będą traktować zatrudnionych w sposób podmiotowy, to pracownik się zrewanżuje tym samym – wtedy taki pracodawca jest skazany na sukces. Ale tym sukcesem musi się dzielić także z pracownikami, bo oni są jego największą inwestycją. Nie ma nic lepszego dla pracodawcy, niż usłyszeć pozytywne opinie pracowników na jego temat.
Głośnym przejawem domagania się przez pracowników podzielenia się z nimi sukcesem, a dokładniej zyskiem, widzimy w wielkopolskich fabrykach Solarisa, gdzie trwa strajk generalny. Związkowcy gotowi są do negocjacji, ale do rozmów jednak nie doszło. Padła deklaracja spotkania, ale jeszcze tego samego dnia została ona wycofana. Co mogło mieć na to wpływ?
Trudno powiedzieć, dlaczego zapadła taka decyzja. Mamy kolejny tydzień strajku i nikomu nie jest to potrzebne. Chodzi o to, żeby usiąść i rozmawiać o ważnych sprawach dla pracowników i całej firmy. Pracodawca powinien wiedzieć, że pracownik jest dla niego najważniejszą inwestycją. Związkowcy są zdeterminowani, do Polski sygnały solidarności przesłali także hiszpańscy pracownicy spółki CAF, zaangażowany jest też zarząd regionu i komisja krajowa „Solidarności”. Zresztą już można to powiedzieć – w końcu zaczynają się rozmowy z udziałem mediatora. To dobrze.
Strajkuje większość załogi produkcji. Jednocześnie związkowcy od początku podkreślają, że koledzy i koleżanki, którzy zatrudnieni są na umowy tymczasowe, nie byli ani zachęcani, ani namawiani do przyłączenia się do strajku. Mimo to pod koniec stycznia Solaris wydał oświadczenie, w którym informował o agresywnych zachowaniach niektórych uczestników strajku. Miały one polegać na wywieraniu presji, kierowaniu gróźb, obrażaniu i szykanowaniu tych, którzy nie strajkują.
To jest standard. Takie są procedury ze strony pracodawców, aby osłabić strajk. Rozmawiając z przewodniczącym „Solidarności” w Solarisie powiedziałem mu, żeby się takimi komunikatami nie przejmował. Dla mnie najważniejszy był komunikat, że pracodawca uznał strajk za legalny, bo niejednokrotnie zdarza się tak, że pracodawca sprawę kieruje do sądu, bo ma podejrzenie, że np. referendum nie było przeprowadzone zgodnie z procedurą. Szkoda tylko, że tak się to skończyło, bo strajk jest ostatecznością, gdy zawodzi dialog.
Kolejna sprawa, w którą zaangażowana jest „Solidarność”, to ustawa ograniczająca handel w niedziele. Mamy nowelizacje i koniec z wysypem „placówek pocztowych”. Nie trzeba było długo czekać i niektóre sklepy zmieniły się w dworce autobusowe i w czytelnie…
To już nawet nie jest omijanie prawa, ale śmianie się z ustawodawcy i naplucie w twarz. Te same podmioty w swoim krajach są przykładnymi pracodawcami – jeżeli jest jakieś prawo, stosują się do niego, a nie obchodzą je. A tutaj? Dla mnie to są zwykli przestępcy. Będę apelował do Głównej Inspektor Pracy o szczególną kontrolę i kary maksymalne dla takich sieci. Tak naprawdę państwo polskie powinno odebrać im koncesję. To kpina i naśmiewanie się z ustawodawcy, ograniczającego handel w niedziele.
A co z wolnością prowadzenia działalności gospodarczej?
Wszystkim, którzy mówią, że odbieramy im wolność, mówię: przeprowadźmy w Polsce referendum i zdecydujmy, czy niedziela ma być wolna, czy ma być normalnym dniem pracy. Ale dla wszystkich, nie tylko dla handlu. Jeśli chcą, żeby w niedzielę działał handel, to niech działają też banki, czy urzędy publiczne. Ja też nie mam czasu w tygodniu załatwiać spraw i chętnie poszedłbym do wydziału komunikacji w niedziele. Do banku. Ale co? Zamknięte. I bardzo dobrze. Stąd nie rozumiem, dlaczego tylko sklepy mają być otwarte? Jako związkowiec mówię – pracownik handlu też musi odpocząć i pobyć z rodziną. A co do wolności prowadzenia działalności gospodarczej? Sklep może działać, jeśli za ladą stoi właściciel. Bez problemu można kupić chleb. Nikt głodny w niedzielę chodził nie będzie.
Głos Wielkopolski