– Środowisko nauczycieli jest zbulwersowane tym, co proponuje Ministerstwo Edukacji i Nauki. Minister Przemysław Czarnek zaproponował podniesienie pensum o cztery godziny oraz likwidację części ZFŚS, obcięcie nadgodzin i dodatku na start dla nauczycieli stażystów. Nauczyciele sami sfinansowaliby tzw. podwyżki ze swojej zwiększonej pracy, czyli zwiększenie wynagrodzenia za zwiększone godziny pracy – alarmuje Bożena Brauer, liderka oświatowej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku podczas wystąpienia na październikowym ZRG NSZZ „S”. Tymczasem brakuje nauczycieli i tworzy się luka pokoleniowa w szkołach.
Propozycje ministerstwa edukacji i nauki nie służą podniesieniu prestiżu zawodu nauczyciela. Są wyrazem lekceważenia tak profesji, jak dialogu i nieznajomości realiów warunków pracy w szkole.
Nie ma dodatkowych pieniędzy na wynagrodzenia w oświacie. Nie zostały też zapisane w projekcie budżetu na rok 2022.
– Minister Zalewska za swego urzędowania zniosła dwie tzw. godziny karciane (od 1 września 2016 r.). Teraz MEiN dokłada nam osiem takich godzin. W Polsce dzieci uczą się na więcej niż dwie zmiany. To rekord i paradoks. Nie jedyny. Nauczyciele w czasie pandemii to są cisi bohaterowie zmagań o normalność. Jeśli MEiN nie ma pieniędzy, po cóż miesza w oświatowym tygielku, wzbudzając niepokoje – mówił Wojciech Książek, przewodniczący Międzyregionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” z siedzibą w Gdańsku, były wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.
Z kolei Bożena Brauer przedstawiła na zebraniu ZRG NSZZ „S” stanowisko przyjęte podczas Międzyzakładowego Zebrania Delegatów Międzyzakładowej Organizacji Pracowników Oświaty i Wychowania w Gdańsku 29 września br. Ważne, bo obecna kadencja, nie tylko dla oświaty, należy do najtrudniejszych z uwagi na pandemię koronawirusa i wprowadzone obostrzenia oraz ciągle odczuwalne echa finału strajku nauczycieli w kwietniu 2019 r. Na dodatek w tym trudnym czasie Ministerstwo Edukacji i Nauki chce ewentualne podwyżki w oświacie sfinansować – płacąc nauczycielom za większą pracę, czyli z podniesienia pensum i z likwidacji zasiłku na zagospodarowanie młodych nauczycieli, a także z ograniczenia funduszu socjalnego w oświacie. Oświatowa „Solidarność” apeluje też o wsparcie związkowców z innych branż.
Ze strony ministra edukacji dr. hab. Przemysława Czarnka nie ma mowy o powiązaniu wynagrodzeń nauczycieli ze średnią płacą w gospodarce narodowej. Nauczycielskie pensje mają nadal zależeć od kwoty bazowej, ustalanej co roku przez polityków, tak, jak obecnie. Resort edukacji i nauki nie był w stanie przygotować systemu wynagradzania nauczycieli od kwietnia 2019 r.
Przypomnijmy, że często podawane opinii publicznej „średnie” wynagrodzenie nauczyciela zawiera m.in. odprawy emerytalne i dodatki kadry kierowniczej. Ma ten zabieg udowodnić, że nauczyciele zarabiają godziwie, a podniesienie pensum o 4 godziny, nowe „karciane” w wymiarze aż 8 godzin oraz likwidacja części zakładowego funduszu świadczeń socjalnych w efekcie wygospodaruje fundusze, czytaj – spowoduje, że nauczyciele sfinansują sami sobie „podwyżki”. O tym wariancie pisaliśmy już w 2019 r.
Jest i druga strona medalu – zagrożenie dla miejsc pracy. Obecnie z nadgodzinami nauczyciele pracują średnio po 21 godzin (18 godzin+3 nadgodziny) tygodniowo. Podniesienie pensum o godzinę – do 22 godzin tygodniowo, oznacza jedną dodatkową godzinę tyle, że przemnożoną przez 700 tys. nauczycieli. A to daje 700 tys. godzin, czyli 35 tys. etatów. Zatem nad 35 tys. nauczycieli wisi widmo utraty pracy, a przecież nauczycieli brakuje: od nauczania początkowego po matematyków, fizyków i biologów, np. nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, mają z najmłodszymi uczniami klas I–II 18 godzin zajęć. W tym wieku rozwojowym trudno o więcej zajęć tygodniowo. Skąd wziąć brakujące 4 godziny? I to tak, aby nauczyciele nie stracili zatrudnienia w pełnym wymiarze? Pytań jest daleko więcej.
Bożena Brauer zauważyła, że kolejny pomysł MEiN opera się na tym, aby niezależnie od prowadzenia lekcji nauczyciel był dostępny w szkole dla uczniów i ich rodziców przez dodatkowe 8 godzin tygodniowo („halówki w nowej odsłonie?). Tyle, że w szkole nie ma zapewnionego odpowiednio wydzielonego i wyposażonego miejsca do spokojnej pracy. A kiedy sprawdzanie klasówek, czas na przygotowanie się do kolejnych zajęć, czy w końcu na wypełnienie dokumentacji, wymaganej przez system oświaty?
– Nauczyciel może i zgodziłby się na pracę 40 godzin w szkole, aby już nie pracować dodatkowo w domu, ale w większości szkół, szczególnie tych miejskich, przepełnionych, nie ma miejsca na spędzenie dodatkowych godzin w należytym spokoju, gwarantującym efekty pracy pozalekcyjnej – dodaje Bożena Brauer.
Nad sytuacją i ewentualnym protestem będzie radziło w poniedziałek wieczorem nadzwyczajne posiedzenie Rady Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania. Sytuacją w oświacie będzie zajmowała się też 5 października br. Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”. Sytuacja jest pilna. Nie można jej „przespać”. Można bowiem spodziewać się akcji protestacyjnych i pikiet, przed lub tuż po Dniu Edukacji Narodowej.
Kolejne rozmowy w MEiN zaplanowane są na 21 października br.
www.solidarnosc.gda.pl