W Niemczech przestawienie się branży motoryzacyjnej wyłącznie na produkcję aut elektrycznych będzie się wiązać z utratą 215 tys. tys. miejsc pracy. W Japonii ubędzie 84 tys. etatów. Polski sektor automotive może znaleźć się w jeszcze trudniejszej sytuacji.
Z szacunków firmy consultingowej Arthur D. Little przytoczonych przez portal asia.nikkei.com wynika, że elektryczna rewolucja w japońskiej motoryzacji spowoduje utratę 84 tys. miejsc pracy do 2050 roku. Redukcje zatrudnienia dotkną zarówno wielkich montowni samochodów, jak i mniejszych zakładów produkujących podzespoły.
Przyczyną nadchodzącej fali zwolnień są różnice w konstrukcji tradycyjnych i elektrycznych aut. O ile współczesny samochód napędzany silnikiem spalinowym składa się z ok. 30 tys. komponentów i części, to „elektryk” ma ich dwukrotnie mniej. – W dużej mierze ta różnica wynika ze złożoności silnika spalinowego, mechanicznego bijącego serca złożonego z tłoków, sprężyn, czujników i uszczelek wykonanych zgodnie z wymagającymi standardami precyzji – czytamy w tekście autorstwa Ryotaro Yamady i Kotaro Abe.
Zmiany już się rozpoczęły. Koncern Honda w kwietniu zapowiedział, że w 2040 roku będzie produkował już wyłącznie samochody z napędem elektrycznym lub wodorowym. Dwa miesiące później Honda ogłosiła decyzję o zamknięciu fabryki układów napędowych w mieście Moka znajdującym się na północ od Tokio.
W Europie cięcia zatrudnienia będą prawdopodobnie jeszcze bardziej dotkliwe. Zgodnie z opublikowanym w lipcu przez Komisję Europejską pakietem regulacji „Fit for 55” sprzedaż aut z silnikami spalinowymi na terenie Unii Europejskiej ma być zakazana od 2035 roku. Ma to pomóc w realizacji nowej, zaostrzonej polityki klimatycznej UE. Oznacza to, że koncerny samochodowe będą musiały – czy im się to podoba czy nie – przyspieszyć elektryczną rewolucję i tym samym zwiększyć tempo cięcia etatów.
Jak wynika z raportu niemieckiego Insytutu Badań Ekonomicznych (Ifo), zaprzestanie produkcji samochodów napędzanych benzyną lub olejem napędowym w tym kraju będzie się wiązać z likwidacją 215 tys. miejsc pracy. Tyle bowiem osób jest obecnie zatrudnionych u naszych zachodnich sąsiadów bezpośrednio lub pośrednio przy produkcji silników spalinowych. Aby ukazać skalę problemu, warto dodać, że cały sektor samochodowy w Niemczech zatrudnia według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Motoryzacji (ACEA) 882 tys. pracowników. Zagrożona jest więc niemal jedna czwarta wszystkich miejsc pracy.
W Polsce w branży motoryzacyjnej pracuje 213 tys. osób. Zdecydowana większość w firmach produkujących podzespoły i części. Z danych ACEA wynika, że pod względem wielkości sektora automotive zajmujemy trzecie miejsce w Unii Europejskiej po Niemczech i Francji.
Ile miejsc pracy w działających w Polsce zakładach motoryzacyjnych pochłonie elektryczna rewolucja? Tego na razie nie wiadomo. Można natomiast z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że gdy przyjdzie do likwidacji i zwolnień, zachodnie koncerny motoryzacyjne w pierwszej kolejności będą dbać o pracowników w swoich macierzystych krajach. Nawet jeżeli polscy pracownicy są tańsi, lepiej wykwalifikowani i bardziej efektywni. Aby utwierdzić się w przekonaniu, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz wystarczy przypomnieć sobie 2010 rok i decyzję Fiata o przeniesieniu produkcji modelu Panda z Tychów do Pomigliano d’Arco pod Neapolem. Ówczesne władze koncernu wprost przyznały wówczas, że nie ma to żadnego uzasadnienia ekonomicznego i chodzi wyłącznie o ratowanie miejsc pracy we Włoszech.
www.solidarnosckatowice.pl