W miniony weekend spłonęła część zakładu produkującego Paluszki Beskidzkie. Właściciel zadeklarował, że mimo konieczności zmniejszenia skali produkcji żaden pracownik nie zostanie zwolniony.
W ubiegły weekend spłonęła część fabryki Aksam w miejscowości Malec (powiat oświęcimski). Fabryka produkuje popularne Paluszki Beskidzkie. Nikt nie został poszkodowany, ale ogień objął dwie hale produkcyjne przetwórstwa spożywczego z trzech. Dach jednej z nich zawalił się całkowicie, a drugiej – częściowo. Nad zakładem zawisły czarne chmury.
„Chcę, żeby każdy miał pracę”
Właściciel firmy Adam Klęczar jednak szybko zadeklarował, że mimo strat i przynajmniej czasowego zmniejszenia produkcji, nie ma zamiaru zwalniać pracowników.
– Szacujemy, że po przywróceniu produkcji, kiedy wszystko zostanie już ogarnięte po pożarze, pracę znajdzie około 35 procent załogi – wyjawił Adam Klęczar w rozmowie z „Gazetą Krakowską”.
Powiedział także, że ma zamiar wprowadzić pracę w systemie dwutygodniowym.
Pracownicy będą zatrudniani w systemie dwutygodniowym. Potem będzie wymiana załogi. Chcę, żeby każdy miał pracę. Jednak dwutygodniowa praca nie oznacza zmniejszenia wynagrodzenia. Będzie ono pełne. W naszej firmie zawsze na pierwszym miejscu stawialiśmy na człowieka i to się nie zmieni. Razem musimy przetrwać tren trudny dla nasz wszystkich okres
– podkreślił właściciel Aksamu.
Kupujmy Paluszki Beskidzkie
Jego deklaracja wywołała falę poparcia przez internautów dla tej pro-pracowniczej postawy. Rozkręcono także akcję kupowania Paluszków Beskidzkich, aby pomóc właścicielowi szybciej stanąć na nogi i wrócić do produkcji przysmaków na pełną skalę.
źródło: Gazeta Krakowska/www.money.pl/x.com