|
Pracownicy likwidowanych zakładów, którzy przyjechali na ogólnopolską manifestację do Warszawy 15 grudnia nie pozostawili na rządzie suchej nitki. Zapowiedzieli, że nie przebaczą i nie zapomną zaniechań, których dopuścili się ludzie odpowiedzialni za polski przemysł i polskich robotników.
Na ulicach stolicy w samo południe pojawiło się ponad 3 tysiące pracowników, którzy przyjechali domagać się rozwiązań dla polskiego przemysłu. Manifestacja zorganizowana na wniosek Sekcji Krajowej Przemysłu Okrętowego oraz regionów Zachodniopomorskiego i Gdańskiego spotkała się odzewem pracowników. Mimo mrozu i niesprzyjającej pogody przyjechali z całej Polski. Domagali się pracy i chleba, osłon i programów dla zwalnianych pracowników oraz opracowania pomocy dla upadających zakładów i branż.
Jest problem
Manifestacja rozpoczęła się na pl. Trzech Krzyży, pod Ministerstwem Gospodarki. Do zebranych przemawiał m.in. przewodniczący Komisji Krajowej Janusz Śniadek, który mówił o konieczności ratowania polskiego przemysłu stoczniowego i o tragicznych skutkach jego upadku. Wspominał także o innych branżach w obronie których Solidarność przyjechała do Warszawy: -Kolej to nie tylko sprawa pracowników tej firmy - mówił przewodniczący. -Bez dobrze funkcjonującej kolei wielu z nas nie będzie w stanie dotrzeć do pracy. A bez tego nie będziemy mogli zarobić na chleb. Zagrożone są także inne zakłady pracy. Nie tylko te z największych branż. Choćby Police, które wymieniamy w naszej petycji i o które będziemy walczyć, tak jak o każde miejsce pracy.
Janusz Śniadek podkreślał, że choć manifestujących jest "tylko" kilka tysięcy, to problem z którym przyjechali dotyka setek tysięcy rodzin w całej Polsce: -Bardzo wam dziękuję, że tu przyjechaliście. Nie ma nas dziś kilkadziesiąt tysięcy. Jest kilka tysięcy. Ale niech nikt z dziennikarzy nie mówi, że skoro nie było nas morze, to nie ma problemu. Problem jest!
Następnie przedstawiciele Solidarności złożyli w ministerstwie gospodarki, gdzie przyjął ich wiceminister Rafał Baniak, petycję z postulatami dotyczącymi obrony miejsc pracy w przemyśle stoczniowym, zbrojeniowym i transporcie kolejowym. Po ich powrocie manifestacja zaczęła się przemieszczać w stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Na samym początku jechał samochód z przytwierdzoną na dachu syreną okrętową. To za jej sprawą połowa Warszawy słyszała, że w Alejach Ujazdowskich coś się dzieje.
Prowokacja
W połowie drogi do KPRM nad głowami manifestujących pojawił się śmigłowiec. Latał nad nimi do końca manifestacji. -Na benzynę do samochodów na patrole to nie ma pieniędzy, a na takie latanie nad nami to są - komentowali uczestnicy marszu. W pewnym momencie śmigłowiec zaczął latać niżej i bliżej. Niektórzy zaczęli odczytywać to jako prowokację: -Rzućcie gaz! Jak za komuny! - krzyczeli ci, którzy pamiętali walki z ZOMO. Okazało się, że to nie koniec policyjnych prowokacji. Pod kancelarią czekały trzy rzędy policjantów. Ustawionych za podwójną linią metalowych barierek. Drzwi do kancelarii były zabarykadowane. Zazwyczaj, aby nie prowokować niepotrzebnej agresji policyjne oddziały prewencji czekają ukryte tuż obok chronionego budynku, lub w środku. Tym razem jednak, nie wiadomo dlaczego, przed manifestacją urządzono pokaz policyjnej siły. Być może to spowodowało, że w stronę budynku, który ochraniali policjanci poleciały petardy.
Przewodniczący Zarządu Regionu Podlaskiego Józef Mozolewski tonował emocje. Apelował o nie rzucanie petardami w policjantów. Być może właśnie dzięki niemu lekko rannych (oparzonych przez petardy) zostało tylko dwóch z nich, bo nastroje były bardzo gorące. - Wymagali opatrzenia przez lekarza - mówił rzecznik Komendy Stołecznej Policji podinspektor Maciej Kaczyński.
Będą rozmowy
Do KPRM również udała się delegacja Solidarności, aby złożyć petycję. Spotkano się z ministrem Michałem Bonim. Jak relacjonował potem przewodniczący Śniadek minister zadeklarował chęć rozmów o problemach. Ustalono wstępne daty spotkań i dyskusji na temat poszczególnych branż. I tak już 18 grudnia ma się odbyć spotkanie dotyczące przemysłu zbrojeniowego. 6 stycznia w Ministerstwie Infrastruktury będzie spotkanie dotyczące przemysłu kolejowego, a 13 i 14 stycznia z przedstawicielami rządu spotkają się stoczniowcy.
Rząd zadeklarował także współpracę w sprawie pozyskiwania środków z tzw. funduszu globalizacyjnego, dzięki któremu unijne pieniądze można przekazać pracownikom likwidowanych zakładów (po spełnieniu odpowiednich warunków).
Zanim jednak uczestnicy manifestacji rozjechali się w Polskę do zebranych przemawiali działacze z poszczególnych branż i regionów. Podkreślali, że wszystkie inne kraje walczą o swoją gospodarkę: -Wszystkie rządy realizowały politykę ochrony strategicznych branż przemysłu zatrudniających setki tysięcy osób. A polski rząd nie - mówili działacze.
Maciej Chudkiewicz, Tygodnik Solidarność
|